Ponownie Snells Beach

Dzisiaj znowu postanowilismy wyruszyc w strone Snells beach na troche dluzsza wycieczke i zwiedzanie dokladniejsze niz w zeszlym tygodniu (wtedy udalo nam sie tylko zawitac na plaze i nakarmic mewy niedobrymi czipsami). Po dluzszym googlowaniu w poszukiwaniu jakegokolwiek pojazdu do wynajecia mniejszego od samochodu i wiekszego od roweru okazalo sie, ze musimy jednak spasowac. Zadnych jednosladow w okolicy poza Harley tours, a to wiadomo, ma swoja cene. idealny bylby skuter ale trudno. Wzielismy wiec na wynos najlepsza kawke w Warkworth (capuccino z bajeczna pianka, prawie jak we Wloszech) i skorzystalismy z lokalnego busa o wdziecznej nazwie Kowhai connection (3$ od lebka). Bus jezdzi podobno od niedawna i jezdzi tylko jeden w kolko, a za sterami tego przestronnego transita przyjazny siwy dziadek. Tyle, ze transit niby nowy a trzesie i piszczy jak Robur. Ech. Przejazd z WW do snells beach mial trwac zaledwie 10 minut i tak tez bylo. Wyskoczylismy z busa i skierowalismy sie od razu na plaze, poniewaz wlasnie zaczelo wychodzic sloneczko.
O samej plazy sie rozwodzic nie bedziemy, bo jak plaza wyglada kazdy wie. Piasek zolty, glony suche, fale szumio. Standard. Przynajmniej dla nas, bo w kazdej miejscowosci, do ktorej jedziemy jest plaza. Troche sie nam opatrzylo, serio.
Poszlismy sobie piaskiem na zwiedzanie wybrzeza, co nie bylo wcale nudne, poniewaz droge uatrakcyjnily nam rozlozyste drzewa rozrosniete na cala szerokosc przejscia, na ktore sie troche powspinalismy. Na samym poczatku Algies Bay trafil nam sie swego rodzaju park, w ktorym z jednej strony byl podjazd pod gorke, a tuz obok wejscie jakby do zagrody. Ku naszemu zdumieniu w zagrodzie byly osiolki! I co ciekawsze mozna bylo do nich wejsc. Nie skusilismy sie jednak i moze dobrze, poniewaz potem na tablicy dostrzeglismy krotki i zwiezly komunikat o tresci “osiolki sa przyjazne i ciekawskie ale nieprzewidywalne”, cokolwiek mialoby to znaczyc, heh.
Wybralismy droge pod gorke i zostalismy nagrodzeni, poniewaz z gorki a wlasciwie pagorka roztaczal sie calkiem sciagajacy skarpetki widok na cala zatoke Kawau. Widocznosc byla calkiem calkiem, wiec widac bylo nawet zarysy wysp Little i Great Barrier, oddalone o prawie 70km od nas. Kontemplacja kontemplacja, zeszlismy w strone morza i natrafilismy na ekstra przyjemna sciezke idaca nad samym kamienistym brzegiem morza az do punktu wodowania lodzi. Tutaj szlak wycieczkowy sie skonczyl i trzeba bylo wracac do drogi. Tak zrobilismy i stwierdzilismy, ze to miasteczko to zwykla dziura – ani sklepu, ani kawiarni, po prostu nic. Jakby plastrem przyklejone na mapie do snells beach, w ktorym przynajmniej jest stacja benzynowa i duzy market w stylu makro. Zblizala sie pora obiadowa, wiec zaczelismy wracac do cywilizacji i mabyc cos na zab. W “makro” niestety nie bylo nic konkretnego do jedzenia, same slodycze i slone przekaski, oczywiscie w ilosciach hurtowych. Jedynym sensownym pozywieniem byl chleb ale nie bylo co do niego dolozyc. Wyszperalismy za to dwa powerade’y na czyszczeniu polek w bardzo okazyjnej cenie i paczke czipsow o smaku BBQ. Z takim zapasem przekasek usiedlismy sobie z tylu sklepu na schodkach obok parkingu i opalajac w najlepsze przegryzlismy co nieco. Po malej sjescie nadszedl czas na powrot w znajome okolice ale dusza podroznika i waz w kieszeni wygraly i zaczelismy lapac stopa. W koncu 6 dolkow piechota nie chodzi, to 1,5 pysznego capuccino… Na nasze nieszczescie kierowcy byli dzisiaj niezbyt chetni do podwozek i nasz szofer zjawil sie dopiero po jakims czasie – na dzisiaj starszy pan w czerwonym fordzie escape, ktory opowiadal nam o urokach poludniowej wyspy. Przyjemne dziesiec minut i juz w Warkworth. Chwila odpoczynku, puszka dr peppera dla relaksu i bierzemy sie za robienie kolacji, bo obiecalismy. Wybor padl na placki po zbojnicku, zeby bylo troche po europejsku 🙂 wyszly ekstra i wszystkim smakowalo. No moze poza synkiem wlascicieli ale on jest mega wybredny, je glownie kanapki z serem. No i z keczupem.

Kolejny dzien za nami, jutro praca. Probujemy uruchomic projekt marketingowy w internecie dla naszych gospodarzy. Bo w sumie czemu nie, sami chcieli, a my wiemy jak 🙂

20130730-113244.jpg
Droga do morza

20130730-113255.jpg
Park nabrzezny w snells beach

20130730-113312.jpg
Drzewa do wspinaczki

20130730-113405.jpg
Sciezka na skalach

20130730-113328.jpg
Wiecej drzew do wspinania

20130730-113456.jpg
Artistisch!

20130730-113415.jpg
Planowanie. Rano bylo zimno, jakby ktos pytal.

20130730-113428.jpg
Co drzewo to lepsza atrakcja

20130730-113440.jpg
Czyz nie?

20130730-113511.jpg
Znowu artistisch. Fantastisch?

20130730-113535.jpg

20130730-113524.jpg
Mozna nawet dostac kamieniem w glowe

20130730-113606.jpg
Takie tam. Widoczki.

20130730-113344.jpg
Tu jestesmy. To widac.

8 Comments Add yours

  1. Mania says:

    super 🙂 piękne zdjęcia 🙂

  2. markoz says:

    Coś czuję, że znaleźliście niszę na rynku – marketing internetowy wszystkiego co na wyspie funkcjonuje.

  3. K. Sz. says:

    Pierwsze zdjęcie i kilka następnych super. Piękne chmury, a przecież nie macie filtra polaryzacyjnego. Poza tym światło bardzo dobrze wydobywa szczegóły. Widać długie cienie. Latem nie ma takiej plastyki, chyba że wcześnie rano albo o zachodzie Słońca. Tym razem ścieżka na skałach jakoś robi na mnie wrażenie. Puste plaże mogą się rzeczywiście znudzić.

  4. Jednak ciągle łezka kręci mi się w oku gdy patrzę na Wasze zdjęcia…..tęsknię za Wami bardzo!….trzymajcie się!… bądzcie TAM szczęśliwi……

    1. fszczesniak says:

      Jestesmy szczesliwi, ale tez tesknimy. Niestety nie da rady miec wszystkiego, ale w koncu wrocimy.

  5. No tak…marketing internetowy…..może warte zastanowienia? co sądzicie Dzieciaki?….

    1. fszczesniak says:

      Ale co warte zastanowienia z tym marketingiem?

      1. fszczesniak says:

        Aaa, że nisza 😉 No moze tak, ale poki co nie szukamy pracy w biurze 😉

Leave a reply to Elżbieta Smoczyńska Cancel reply